Schyłek epoki, w której wielokulturowość była normą, czas, kiedy liczył się człowiek, nie zaś religia i narodowość, słowem XIX wiek. Powoli zaczyna się rodzić nacjonalizm, który w przyszłości doprowadzi do rzezi milionów ludzi. Sąsiedzi zaczynają już patrzeć na siebie wilkiem, choć nie sięgają jeszcze po noże i siekiery. W tych właśnie latach rodzi się przyjaźń dwóch młodych ludzi, których dzieli religia i narodowość. Łączy jednak wspólna data urodzenia, wspólne wychowanie i miejsce, w którym mieszkają. Arta w Epirze, jadłodjnia boga…
Polecamy recenzję "Imaretu" na blogu Adama Kraszewskiego.