„Jeśli wyruszycie z Pragi na północ albo na zachód, zaraz znajdziecie się wśród Niemców, a do domu wrócicie z głową pełną ponurych myśli. Zmieńcie kierunek: jedźcie na wschód! Jedźcie do Kolína, do Pardubic, do Českiej Třebovej, do Ołomuńca, dalej i dalej na wschód… Tu będziecie inaczej oddychać, tu poczujecie, jak wielki jest czeski świat”.
Gdy czeski nauczyciel Karel Kálal wydał w roku 1904 broszurkę pod tytułem Jděte na Slovensko! (Wybierzcie się na Słowację!), w której odkrywał nieznane Czechom regiony położone za wschodnimi granicami Moraw, podróż w Tatry trwała dwa dni. Pociąg z Pragi odjeżdżał o wpół do ósmej rano, a o wpół do siódmej wieczorem turysta wysiadał na pograniczu czesko-słowackim. Przenocował w wiejskiej chacie, popodziwiał piękno góry Radhošť i innych beskidzkich szczytów, a następnego dnia rano podróżował dalej po obcym kraju, w którym czuł się jak u siebie w domu. Z jego mieszkańcami zdołał się zawsze bez problemu porozumieć i odnosił wrażenie, że znalazł się pomiędzy braćmi.
Przed turystą, przyzwyczajonym do nieustannego zmagania się z Niemcami, otwierał się kraj, który zdawał się być lekiem na wszystkie czeskie frustracje. Dla praskiego intelektualisty sprzed stu lat podróż do Drezna albo Berlina oznaczała konieczność konfrontacji z narodem, który przewyższał naród czeski liczebnie, gospodarczo i kulturalnie. Nawet skądinąd przyjazny Wiedeń wpędzał niejednego patriotę w depresję: zabierał wykwalifikowane czeskie siły robocze, co roku kilka miesięcy spędzali tam również czescy politycy, posłowie sejmu monarchii austro-węgierskiej. Karel Kálal proponował lepsze rozwiązanie: „Wybierzcie się na Słowację! Po drodze poznacie Morawy i Śląsk i tym sposobem obejmiecie wszystkie ziemie czechosłowackie, i wasze poczucie dumy narodowej zogromnieje”.
Kálal adresował swój przewodnik do szerokiego grona odbiorców. Czeska inteligencja jeździła systematycznie na Słowację już od dawna, od lat trzydziestych XIX wieku. Podróże na wschód stały się w tym czasie ulubionym celem wakacyjnych wyjazdów czeskich studentów, z których miała się wkrótce zrodzić polityczna generacja roku 1848. Już romantycy polecali podróże w nieznane i odkrywanie krain mało dotkniętych kulturą. Johann Gotfried Herder i Jan Kollár dodawali, że najlepiej by było, gdyby to były krainy słowiańskie. Toteż studenci skierowali swe kroki w stronę Adriatyku, do Galicji lub – najczęściej – na Słowację. […]
Z artykułów pisanych do gazet oraz z listów podróżników wyłaniał się taki sam obraz Słowacji: wszyscy odnosili wrażenie, że okryli dziewiczy ląd, nieskażony cywilizacją. „Na Słowacji nie spotkałem się ze znaną mi, panoszącą się u nas wstydliwością, niezdecydowaniem, skrępowaniem, certoleniem się i udawaną grzecznością. Za to spotkałem się tam z prostolinijnością i zdecydowaniem” – pisał w roku 1845 morawski pisarz Matěj Mikšíček. Prostolinijność rozumiano jako autentyczność. Starszy czeski brat stwierdził, że może z niej czerpać pokrzepienie, dlatego postanowił pomóc młodszemu w walce z węgierską tyranią. I tak Słowacja i Słowacy jeszcze przed rokiem 1848 stali się jednym z ulubionych tematów na praskich salonach. […]
W latach czterdziestych XIX wieku doszło do emocjonującego konfliktu. Chodziło o język. Wykształceni Słowacy, jeżeli chcieli posłużyć się językiem literackim, używali do tej pory języka czeskiego. Był to efekt długotrwałej działalności czeskich protestantów na Słowacji. Z perspektywy Pragi wszystko wydawało się jasne: kto chce wspierać dążenia narodowowyzwoleńcze Słowaków, musi propagować język czeski wszędzie, gdzie tylko się da. A kiedy już język czeski będzie dostatecznie rozpowszechniony, a naród słowacki odpowiednio przez Czechów i po czesku ukształtowany, potwierdzi się to, o czym w Pradze mówi się od dawna, czyli to, że „Słowacy to właściwie Czesi”. Kierunek, w którym Słowacy będą dążyć, był dla Czechów oczywisty. Wyznaczyli go Jan Kollár, Pavel Josef Šafařík i František Palacký. Wszyscy oni pochodzili ze słowackich rodzin protestanckich, czeską kulturę uznali za własną, a dwaj ostatni nawet przeprowadzili się do Czech na stałe i wtopili w czeskie otoczenie. […]
Próby połączenia dwóch różnych języków – starego i nowego – były jednak z góry skazane na niepowodzenie. Kiedy w roku 1830 František Dobromysl Trnka wydał w Brnie pierwszy podręcznik tak zestawionego „języka czeskosłowackiego”, wynik nikogo nie zadowolił. Słowacy nadal nie zachwycali się czeskim w wersji sprzed trzystu lat, uważali, że źle brzmi, a do tego jest naszpikowany germanizmami. Czesi za to nie rozumieli słowackich wyrażeń. […]
Jeżeli w drugiej połowie XIX wieku jakiś Czech miał ochotę śledzić wieści ze Słowacji, wystarczyło, że czytał magazyny literackie i nowości książkowe. Słowacja stała się po roku 1860 jednym z głównych tematów czeskiej literatury i publicystyki. Już parę lat wcześniej ton tym relacjom nadała pisarka Božena Němcová, która w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych kilkakrotnie odwiedziła Słowację i spędziła tam w sumie około roku. Pokłosiem tych podróży były książki, które do dziś zalicza się do klasyki czeskiej literatury: Pohorská vesnice (Podgórska wieś), Hýše pod horami (Chatka pod górami), zbiory bajek (dzięki Němcovej w Czechach zadomowiły się na przykład baśnie Sól cenniejsza niż złoto albo O dwunastu miesiączkach) oraz zbiory opowiadań i studiów etnograficznych. Němcová darzyła Słowaków szczerą miłością, wpadała w rozpacz, gdy spotykała się z przejawami wzajemnej nieufności, a w ostatniej dekadzie życia została kimś w rodzaju ambasadora kultury słowackiej w Czechach.
Przekład Elżbieta Zimna